Instrukcja obsługi lęku – część 2.

lęk

Najpierw jest trigger i myśl, która odpala lęk. Później jest bardzo nieprzyjemnie. Taki „urok” lęku. Gdy już masz tę myśl, gdy złapiesz ją na gorącym uczynku, możesz z nią zrobić to, co zrobiłby Sokrates. Jak? Za chwilę wszystko będzie jasne, ale zanim przejdziemy do sedna, opowiem nieco więcej o narodzinach tej ważnej i potrzebnej emocji.

W pierwszej części instrukcji obsługi lęku pisałam, że wszystko, co przypięte jest do szypułki wystraszonej śliwki (patrz: ilustracja w nagłówku), to rzecz nieunikniona. Przez całe życie będziemy doświadczać czegoś, co może wywołać poczucie zagrożenia. Lęk będzie naszym towarzyszem w różnych sytuacjach. Nie ma wyjścia – trzeba to zaakceptować. Co więcej, wypada być wdzięcznym, bo gdyby nie było lęku, nasz wewnętrzny „kozak” podejmując ryzyko bez żadnych hamulców prędko wpakowałby nas w srogie kłopoty.  Ale można i zwykle trzeba tak „dogadać się” z lękiem i wytrenować swoje z nim obcowanie, aby lęk nie przestając nas chronić, nie utrudniał życia i nie powstrzymywał przed doświadczaniem świata. Bo doświadczanie świata przynosi przecież mnóstwo radości.

Trening rozpoczęliśmy od poszukiwania triggera, czyli wyzwalacza lęku.

Projekt: przeszłość

Słowo trigger oznacza cyngiel, spust, coś, co uruchamia wystrzał, coś, co odpala jakieś gwałtowne zdarzenie. W metaforycznym znaczeniu, którym tutaj się posługujemy, trigger to bodziec, który wywołuje gwałtowną, niekontrolowaną reakcję emocjonalną. W naszych rozważaniach ta reakcja to lęk, czasem połączony z atakiem paniki. Oczywiście swój trigger mają też inne emocje – na przykład gniew.

Identyfikacja triggera, albo triggerów nie zawsze jest łatwa. Są tacy, którzy bezbłędnie wskażą wyzwalacz. Inni mogą bezskutecznie wertować wspomnienia ze swoich napadów lęku, nie znajdując w pamięci niczego, co mogłoby stanowić czynnik wyzwalający.

Jeden z moich pacjentów przyszedł po pomoc z precyzyjnym spostrzeżeniem, że jego napady lęku niemal za każdym razem odpalają specyficzne odgłosy – na przykład tłuczonego szkła, albo spadających przedmiotów. Paraliżujący lęk dopadał go także wtedy, gdy słyszał czyjś podniesiony głos, albo kłótnię, nawet jeśli kłócili się zupełnie obcy mu ludzie. Była też pacjentka, która zidentyfikowała trigger wewnątrz siebie. Poczucie zagrożenia pojawiało się prawie za każdym razem, gdy czuła uderzenia własnego serca.

O co chodzi mózgowi z tymi triggerami?

Zwykle o przeszłość. Ludzki mózg to pasjonat szukania analogii między tym, co zapamiętał z przeszłości, a tym, co dzieje się tu i teraz. Oczywiście szuka tych analogii w dobrej wierze, żeby nas chronić, pomagać w dokonywaniu trafnych wyborów. Problem w tym, że dzieje się to poza naszą świadomością, a doświadczenia z przeszłości przywoływane przez mózg, mają z reguły niewiele wspólnego z tym, co dzieje się aktualnie.

Mózg pacjenta, na którego paraliżująco działał odgłos tłuczonego szkła, przywoływał trudne przeżycia z wczesnego dzieciństwa. Ten człowiek, jako kilkuletni chłopiec, był świadkiem przemocy, zmieniającej rodzinny dom w piekło. Podczas awantur dziecko chowało się w szafie i zakrywało dłońmi uszy, gdy sprawca przemocy rzucał wszystkim co wpadło mu w ręce. Ze wszystkich sił starało się być niewidzialne i bezgłośne. Wiele lat później odgłosy podobne do dźwięków, dobiegających zza drzwi szafy, nadal odpalały te same emocje, które towarzyszyły tamtemu „niewidzialnemu” dziecku. Mózg nie weryfikował okoliczności towarzyszącym dźwiękom. Nie uruchamiał kory mózgowej, odpowiedzialnej za rozumowanie. Wytrenowany doświadczeniami z przeszłości spinał konkretny dźwięk z konkretną emocją – lękiem. Rozum „spał”, więc budziły się „potwory”.

Mózg dziewczyny, która czując uderzenia własnego serca, doświadczała ataków paniki w ich pełnej krasie, również  odnajdywał w wewnętrznym triggerze bolesny ślad przeszłości. Kilka lat wcześniej dziewczyna straciła nienarodzone dziecko. Nietrudno sobie wyobrazić co dzieje się z ciałem i umysłem kobiety w sytuacji, gdy przestaje bić serce wyczekiwanego maleństwa. Kobiety mającej w pamięci jak głośno i wyraźnie biło to serduszko podczas niedawnego badania USG. Ten wewnętrzny puls, dowód, że trwa życie, dla niej stanowił przede wszystkim swoiste hiperłącze do dramatycznych chwil, gdy gasło nienarodzone życie.

Projekt: teraźniejszość

Może być tak, że nie znajdziesz triggera swojego lęku. Nie martw się. Choć wykrycie triggera ułatwia zrozumienie swojego lęku, nie jest to bezwzględnie konieczne, aby przejść na kolejny poziom treningu. Znacznie ważniejsze, aby z serii myśli, które pojawiają się wraz z poczuciem zagrożenia, wydobyć tę jedną, najtrudniejszą, najmocniej powiązaną z lękiem i zapamiętać ją. A najlepiej zapisać.

Gdy już masz tę myśl, przed Tobą wyzwanie: weź ją w sokratejskie obroty.

Na początek objaśnię pierwsze trzy kroki. Kolejne poznasz w następnym odcinku instrukcji obsługi lęku.

Ważne! W punkcie czwartym pamiętaj czym powinny być DOWODY. Dowód to jakiś niezaprzeczalny fakt. Nie domysł, nie przekonanie, nie domniemanie. Dowód to coś, co można byłoby przedstawić przed sądem jako argument „za” bądź „przeciw”.

Do dzieła. Oto instrukcja:

po sokratejsku

Część 3:

Treść zabezpieczona przed kopiowaniem