Bajkowy lek na lęk

Mały Konrad bał się pająków. Bał się często, ponieważ w miejscu, w którym mieszkał było ich dużo. Ganek jego rodzinnego domu oplatała winorośl – ulubione siedlisko okazałych, długonogich pająków. Wchodziły przez uchylone okna do domu i „zwiedzały” wszystkie pomieszczenia. Starałam się je łapać i wynosić z powrotem do ogrodu, ale była to syzyfowa praca. Gdy synowi zdarzało się zobaczyć nieproszonego gościa, uciekał przerażony, szukał schronienia w objęciach któregoś z rodziców i wiadomo już było, że po kilku chwilach łkania nastąpi kilka godzin nerwowego oglądania się wokół i absolutnej niemożliwości skupienia się na czymkolwiek.

Nie udało nam się dowiedzieć czemu tak się bał. Może obejrzał jakąś bajkę, w której pająk robił komuś krzywdę, może ktoś go pająkiem postraszył… Byliśmy jednak pewni, że coś z tym strachem małego Konrada trzeba zrobić, żeby duży Konrad miał choć o ten jeden życiowy problem mniej. Z pomocą przyszło na przemian upalne i deszczowe lato i … komary. Konrad nie bał się komarów, ale któż lubi być pogryzionym? Swędzenie przeszkadzało w zabawie. W ogóle przeszkadzało we wszystkim. Pewnego swędzącego dnia nasz syn zadał jedno z tych trudnych dziecięcych pytań, które sprawiają, że człowiek zapomina języka w gębie:

– Mama. A po co Pan Bóg stworzył komary? No po co?

Problem jaki niosło owo pytanie był tylko z pozoru błahy. Przez moją głowę szybko przemknęła myśl, że jeśli odpowiem zgodnie z prawdą, że nie mam pojęcia i skończę tylko na tym, to moje dziecko prędko dośpiewa sobie, że pewnie Stwórca wcale nie jest taki poczciwy i miłosierny jak o nim mówią.
Zatem z gąszczu pomysłów o różnym stopniu oryginalności i logiczności wyciągnęłam taki oto wywód:

– Wydaje mi się Konradku, że Pan Bóg stwarzając komary wcale nie chciał, żeby gryzły ludzi. Ale też postanowił, że żadnego stworzenia, ani człowieka, ani zwierzątka, nie będzie do niczego zmuszał siłą. No i stało się tak, że niektóre stworzenia zaczęły realizować swój własny plan na istnienie. Czasem był to plan tylko trochę inny, a czasem całkiem inny niż zamysł Pana Boga. On jednak starał się tak działać, żeby przykrości jakie człowiek doświadcza jakoś umniejszyć i właśnie między innymi dlatego na świecie są pająki. Wiesz ile komarów wpada w pajęcze sieci? Wyobrażasz sobie jak bylibyśmy pogryzieni, gdyby nie poczciwe pająki? – spytałam.

Dziecko na słowo „pająk” oczywiście zaczęło nerwowo oglądać się wokół siebie, ale gdzieś pod lękiem chyba zapaliła się iskierka niepewności, co do jego osobistej – jednoznacznie negatywnej oceny pajęczych „intencji”.

Na kłopoty – Franek

Stwierdziłam, że trzeba kuć żelazo póki gorące. Tego samego dnia na dobranoc Konrad usłyszał pierwszą bajkę o dzielnym pajączku Franiu, który zamieszkał w winorośli, i który widząc ile wokół jest komarów uprzykrzających życie ludziom, zaprosił swoich pajęczych przyjaciół do wspólnego rozprawienia się z komarzą watahą. 

Bajek o Franiu powstało kilkanaście. Już po pierwszej lęk Konrada zaczął ustępować miejsca ciekawości. Po trzech – zaczął upominać się o następne, a mniej więcej po tygodniu opowiadania poprosił, żeby razem z nim poszukać Frania w ogrodzie, bo chciałby mu się lepiej przyjrzeć.

Dziś Konrad ma 20 lat i widząc pająka, któremu może grozić przypadkowa śmierć pod ludzkim butem, albo w odkurzaczu, sięga po szklany słoik, łapie pająka do słoika i wynosi do ogrodu.

Wymyślając opowieści z życia Frania nie mieliśmy pojęcia że istnieje coś takiego jak bajkoterapia.

Twoje dziecko boi się czegoś? Znajdź odpowiednią bajkę. Albo wymyśl ją